Największy z naszych dotychczasowych transportów dotarł do celu. Wielki, wypożyczony aż w Wyszkowie Renault Master, długi na sześć metrów, z paką wysoką na dwa metry, wypełniony po brzegi tonami (!) pomocy dotarł do położonego 20 km od frontu – Zaporoża.

Tym razem w aucie było 230 litrów paliwa w baniakach.

Ciekawostką są ceny ropy – w listopadzie płaciłem 29 hrywien, miesiąc temu 39 hrywien, tydzień temu 44 hrywny a teraz na całej trasie pojawiała się cena 57 hrywien. Jakie było nasze zdziwienie jak się okazało, że w Zaporożu pojawia się paliwo na stacjach za 69 hrywien (10zł!)

Wyjeżdżając o 2:30 z Rzeszowa, pomimo blokad, godziny policyjnej, dzięki mocnym dokumentom dotarliśmy bez przygód do Zaporoża o 23:00.

Zaporoże – miasta nad Dnieprem, powitało nas totalnym zaciemnieniem. Godzina policyjna powoduje, że widać tylko patrole policji, totalnie puste i nieoświetlone ulice i domy.

Zmierzaliśmy nocą prosto do katedry rzymsko-katolickiej w Zaporożu gdzie gościć nas miał biskup charkowsko-zaporoski Jan Sobiło Ян Собіло. Jechaliśmy z zamiarem, iż część pomocy pozostawimy u księdza biskupa, który znany jest w mieście z dystrybucji pomocy ale uczciwie, o poranku powiedział nam... ja mam co rozdawać, dostarczcie to bardziej potrzebującym, o poranku, który zaczął się alarmem przeciwlotniczym.

Po śniadaniu w towarzystwie biskupa, udaliśmy się na komendę policji w Zaporożu. Mam do nich 100% zaufania. Młodzi, pełni pomysłów ludzi, którzy odbierają pomoc i przez następne dni rozwożą paczki do najbardziej potrzebujących w mieście i okolicy. Tak było w Czernihowie, Mikołajowie i w innych miastach. Zawsze zdają raporty i przesyłają zdjęcia. Do tego stopnia zaskoczyli mnie tym razem, iż na zdjęciach z paczkami znalazły się puszki coca-coli, które zostawiliśmy po prostu policjantom (na terenie Ukrainy coca-colę nabyć strasznie trudno gdyż największa ukraińska fabryka na północ od Kijowa, została zniszczona przez hordy orków).

Po pożegnaniu z miłymi mundurowymi - kierunek Wilniańsk – małe miasteczko położone 30 km na wschód od Zaporoża – stąd do Mariupola i Donbasu już tylko około 180 km

Tutaj pomoc dotarła do ludzi o WIELKIM SERCU. Tatiana i Walery opiekują się ponad 150-cioma psami i kotami. Codziennie robią objazd po całym miasteczku odwiedzając miejsca gdzie mieszkają te wszystkie bezdomne zwierzęta. Pan Walery to człowiek o wielkim sercu dla zwierząt, sercu wypełnionym nienawiścią do armii czerwonej XXI-go wieku, uronił łzy jak zobaczył prawie 300 kg suchej i mokrej karmy dla psów i kotów.

Opuściliśmy Wilniańsk, wróciliśmy do Zaporoża

Wyjeżdżając z miasta, przejeżdża się koroną wielkiej zapory na Dnieprze (rzeka i widok na wyspę Hortyca. robią piorunujące wrażenie) w połowie której alarm przeciwlotniczy spowodował przyspieszenie bicia serca.

Skierowaliśmy się do Dnipra gdzie czekał na nas Misza z Olgą. Misza – żołnierz frontowy - miał zawieźć pomoc, którą przygotowaliśmy dla chłopaków w strefie ZERO.

Udało się zapakować całego pick-upa rzeczy bardzo potrzebnych ale i po prostu osładzających życie pod ostrzałem. Oprócz generatora prądu, kilku kartonów środków medycznych i opatrunków, kilkunastu kartonów konserw, kilku worków skarpetek, saperek i pił, do chłopaków pojechały czekolady, słodycze, zgrzewki coca-coli, napoje izotoniczne i worki słonecznika. Na pewno sprawiliśmy im przyjemność.

Misza pojechał pick-upem na front.

P.S. Kolejnej nocy po wyjeździe. rosyjskie rakiety spadły na Zaporoże i Wilniańsk.

Galeria zdjęć

wstecz