Post poniższy jest wyrazem wdzięczności, za pomoc i wsparcie jakie otrzymaliśmy w związku z wyjazdem do Charkowa i w jego okolice a także zachętą do dalszego wspólnego działania i potwierdzeniem, iż każdy kilogram daru, każda paczka dociera we właściwe, potrzebujące ręce!

Od początku wojny już ponad 40.000 km za kółkiem a dary dotarły do Odessy, Arcyzu, Mikołajowa, Zaporoża, Wilniańska, Czernihowa, Charkowa, Buczy, Browarów, Równego, Lwowa i wielu pomniejszych miejscowości.

Działamy dalej!!

Mógłbym dostarczyć dary „gdziekolwiek” lecz każdy wyjazd poprzedzony jest dobrym rozpoznaniem i wykorzystaniem swoich bardzo bogatych kontaktów na terenie całej Ukrainy.

Tym razem celem był Charków a raczej wsie położone na północ od tego wielkiego miasta, wsie położone pomiędzy miastem a frontem (15km) będące w zasięgu bezpośredniego ostrzału artyleryjskiego.

Dzięki bezinteresownej pomocy dziesiątek osób, tym razem planem było dostarczenie gotowych kilkukilogramowych paczek, z żywnością ludziom, którzy jej pomocy nie otrzymali od początku wojny. Ponadto osobna część transportu przygotowana była dla wojska.

Paczka cywilna składała się z ryżu, kaszy, cukru, soli, płatków owsianych, konserw, mydła, czekolady, kisielu, proszku do prania i opcjonalnie podpasek, szamponu czy karmy dla zwierząt.

Takich paczek o wadze blisko 5-6 kg przygotowałem w Gliwicach około 350 sztuk a kolejne 100 sztuk zostało przygotowane na miejscu z produktów, które były luzem w samochodzie (zbliżony skład). Po rozdaniu tych paczek dzięki zgromadzonym środkom i nieocenionej Natalii z miasteczka Dergacze, mieliśmy zamówione w markecie w Charkowie, gotowych 200 paczek o zbliżonym składzie. Koszt paczek zakupionych w Charkowie wyniósł blisko 15.000 zł ale dzięki temu, rozdaliśmy w ciągu jednego dnia ponad 1,5 wielkiego Mastera pomocy. Taki sposób pozwala zaoszczędzić na paliwie i czasie, gdyż dzięki jednemu wyjazdowi, dostarczamy zdecydowanie więcej niż jedno pełne auto pomocy. W sumie rozdane zostało w ciągu jednego dnia blisko 650 paczek dla cywilów, którzy dziękowali za nie ze łzami w oczach.

Kolejna część transportu to paczki dla wojska. Było ich 123 i były skromniejsze ale spotkały się z wielkim entuzjazmem i wyjątkowym przyjęciem a w skład nic wchodziły: baton energetyczny, środki na komary, czekolada, suchary, konserwa, wielka puszka gotowego dania, coca-cola, gumy do żucia. Ponadto żołnierze otrzymali ponad 100 kg produktów sypkich do kuchni, dwa kartony skarpet, latarki, leki, opatrunki i wiele innych drobiazgów.

Trzecia część transportu do dostawa do szpitala dziecięcego pampersów, mleka, słoiczków i medykamentów.

Krótko o samym wyjeździe. Północna część Charkowa i wsie na północ od miasta są pod ciągłym ostrzałem artyleryjskim. Pierwsze co trzeba było założyć to kamizelki kuloodporne a jako drugie przeszliśmy przeszkolenie jak zachowywać się w przypadku „świstu” rakiet.

Po wyjściu z auta usłyszeliśmy jak blisko wojna. Ciągły ostrzał artyleryjski zlewa się w jeden grzmot przypominający burzę. Już jadąc, wiedziałem, że Dergacze, który były naszym celem był celem ataku rakietowego w dzień naszej podróży ale nie wiedziałem, że będę móc tego „dotknąć”. Pośród zdjęć jest jedno jak piję kwas chlebowy a zdjęcie to jest połączone ze zdjęcie ogromnego leju po rakiecie, która uderzyła w to miejsce 12 godzin wcześniej, zaledwie 30 metrów od ławki na której siedziałem. Kolejną informacją było to, iż wieś do której mieliśmy dziś jechać też była wczoraj celem intensywnego ostrzału artyleryjskiego z kilkoma ofiarami śmiertelnymi co niestety zobaczyliśmy na zdjęciach.

Samo rozdawanie pomocy jest ekspresowe. Przyjazd do wsi, wyrzucenie wszystkiego z auta, wcześniej poinformowani mieszkańcy ustawiają się w kolejce (tylko i wyłącznie ludzie starzy – młodych wcale) i dostają gotowe paczki uzupełnione o produkty dodawane dodatkowo (podpaski, szampon...). Niesamowite jest to, że Ci ludzie dostali pomoc pierwszy raz a pierwsze co pytali to czy nie mamy... karmy dla zwierząt. Mieliśmy jeden karton i każdy musiał powiedzieć ile ma zwierząt i do tego dopasowywaliśmy wielkość opakowania – najczęściej na 5 psów czy kotów marne 1,5 kg. Kończąc rozdawanie pomoc już był telefon do następnej wsi i tam zbierali się kolejni ludzie.

A artyleria cały czas dudniła...miejscowi tylko uspokajali „A to nasi i w przeciwną stronę”

Po rozdaniu wszystkiego, powrót do Charkowa i Natalia zaprosiła na objazd Charkowa. Miasto tak doszczętnie zniszczone, że zwykle robiąc wiele zdjęć po prostu siedziałem bez słowa nawet o zdjęciach nie myśląc. BARBARZYŃSTWO.

Emocje zostają a to tylko, krótki opis a i wyjazd jak zwykle celowy i konkretny. Z Gliwic wyjechałem w piątek o czwartej rano a z powrotem byłem już niedzielnym popołudniem.

3300 km w dwa dni, 400 litrów paliwa, 4 godziny snu.

Jak zawsze to był ostatni wyjazd. Jak zawsze... pojadę znowu.

Kolejny wyjazd będzie jednak zależny od pomocy, od zbiórki, od kontaktu z fundacjami, od kontaktu z instytucjami, od kontaktów z zagranicą. Moje możliwości jako samotnego strzelca, powoli się kończą a potrzeby są ogromne. Potrzeby są coraz większe.

Koszt takiego transportu, gdzie dostarczono 750 paczek, gdzie pokonałem ponad 4000 km, wynająłem samochód to około 40.000 zł.

Galeria zdjęć

wstecz