Kolejny wyjazd, miał miejsce w zeszłym tygodniu i głównym celem był Charków i jego okolice oraz wyzwolony Izium oraz Kupiańsk. Standardowo załadowane auto po dach i zamówione jedzenie w Charkowie.
Pewien psychopata, wraz ze swoim otoczeniem, przypomniał wczoraj i dziś światu, że wojna się nie skończyła, że ludzie nadal cierpią, że nie możemy o nich zapominać a moja relacja i zdjęcia z terenów wyzwolonych kilka i kilkanaście dni temu, tylko wzmocnią postrzeganie tego co dzieje się na wschodzie, gdyż tragedia ludzi, którzy zamieszkują tereny, które przez wiele miesięcy były pod okupacją roSSyjską, przerosła moje wyobrażenia o wojnie na Ukrainie.
Kolejny wyjazd, miał miejsce w zeszłym tygodniu i głównym celem był Charków i jego okolice oraz wyzwolony Izium oraz Kupiańsk. Standardowo załadowane auto po dach i zamówione jedzenie w Charkowie.
1. Regionalny szpital w Charkowie – oddział prenatalny.
Ponad 2/3 samochodu, było załadowane pomocą dla oddziału dla wcześniaków. Są to bardzo specjalistyczne produkty, z zakupem których, nawet w Polsce nie było łatwo.
Szpital otrzymał:
Kilkaset paczek pampersów dla wcześniaków
Kilkaset paczek mokrych chusteczek
Setki wyspecjalizowanych mieszanek w proszku i w płynie, zastępujących mleko (dla wcześniaków z niską masą, dla wcześniaków nie tolerujących laktozy, mieszanki o wysokim stopniu hydrolizy), butelki, smoczki i wiele innych.
Szpital funkcjonuje w warunkach wojny, okna pozasłaniane pudłami by w przypadku ostrzału dzieci nie zostały poranione. Wcześniaki od 800 gram.
Lekarz, szef oddziału, mieszka w szpitalu między dziećmi od 4 miesięcy bo jego dom został zbombardowany.
2. Najdroższa rzecz w transporcie. Dron z kamerą, osprzętem, bateriami o wartości około 70.000 zł
Wersja specjalna do dostarczania prezentów.
3.Ponadto w aucie 400 kg karmy dla zwierząt, mnóstwo konserw i produkty na 150 paczek żywnościowych.
W charkowskim markecie, dzięki perfekcyjnie dopracowanemu systemowi, czeka na mnie 700 paczek z pomocą humanitarną. Każda około 10 kg – w sumie 7 ton
Tereny wyzwolone.
Dzień pierwszy. Kupiańsk 118 km na wschód od Charkowa – miasto wyzwolone 3 dni przed przyjazdem.
Już sama droga dojazdowa do przez tereny wyzwolone była szokiem.
Zniszczone wszystko, wraki czołgów, spalone kolumny samochodów, opuszczone stanowiska artyleryjskie, pociski na środku drogi
W mieście byłem jako jeden z pierwszych z pomocą. Miasto zniszczone (około 50% budynków).
Sześć miesięcy okupacji, sześć miesięcy bez prądu, wody, gazu, telefonów, radia... sześć miesięcy w ukryciu.
Tam zostało 350 paczek z jedzeniem czyli około 3,5 tony
Dzień drugi.
Izium (124 km na płd-wsch od Charkowa).
Miasto, które przed wojną miało 46.000 mieszkańców.
Zanim zostało zajęte przez okupantów, było pod ciągłym ostrzałem artyleryjskim oraz było celem najcięższych bomb lotniczych.
95% infrastruktury miasta doszczętnie zniszczone. Wiele jest jeszcze budynków, któych nie przeszukano w poszukiwaniu ofiar, domy bombardowane doszczętnie a jednak zamieszkałe.
Brak prądu, gazu, wody... brak wszystkiego.
Wydawało mi się, ze w trakcie okupacji ludzie mimo wszystko mogli żyć.
Nic bardziej mylnego. Jednym z miejsc gdzie dotarliśmy był blok 4-ro piętrow składający się z trzech klatek. W jego piwnicach przez 6 miesięcy mieszkało 120 osób (dzieci, dorośli, chorzy).
Wyjście z piwnic groziło aresztowaniem i torturami (taką historię jednego chłopaka do teraz mam w głowie).
Do teraz te piwnice są zamieszkałe. Przez tych co nie mają gdzie się podziać ale i przez tych co mają traumę i nie są w stanie wyjść ze schronu.
Dziś przed domem, stoi zbudowana z desek kuchnia dla wszystkich mieszkanców. Ogień podtrzymywany jest cały czas. Opał? Do lasu wejść nie można bo co chwile wybuchają miny – żołnierze dowożą skrzynki amunicyjne, które się rozkuwa, rąbie i pali nimi
Tutaj zostało kolejne 350 paczek czyli 3,5 tony jedzenia.
To prawda, że te hordy ze wschodu kradną i szabrują. Przy rozbitej kolumnie roSSyjskiej, obok samochodów, leżały przedmioty, które kradli z ukraińskich domów – bielizna, stare telefony stacjonarne, książki, tablety, sztućce i wiele, wiele innych. Największy ból sprawiły jednak dwie sukieneczki dziewczęce. Jedna różowa, jedna niebieska. Nawet „tatuś” chciał przywieźć z delegacji.
A jaka będzie zima? Straszna. Nie ma szans na gaz czy ogrzewanie.
Tutaj dopiero zobaczyłem dramat wojny, dramat ludzi.
W sumie podczas tego wyjazdu rozdałem około 8,5-9 ton jedzenia. Kropla w morzu.
Kolejny wyjazd? Zdecydowanie wojsko. Tym chłopakom trzeba pomóc, oni nie tylko bronią ale oni każdą wolną chwilę poświęcają na pomaganie cywilom.
Zima w tamtym rejonie to wiele miesięcy ogromnych mrozów.
Ponadto jak zwykle setki paczek dla cywilów, jeszcze kilka kartonów dla szpitala i karma dla zwierzą w dużej ilości, bo o to ludzie pytają zanim wyciągną rękę po paczkę z jedzeniem.
Tym razem środki finansowe w większości udało się zabezpieczyć jednak jestem otwarty na pomoc materialną. Może komuś zalegają rzeczy, które chcę przekazać żołnierzom, ojcom, synom i bratom.
Można je wysyłać do mnie pocztą, kurierem, na paczkomat lub dostarczać osobiście w Gliwicach lub Krośnie
Odzież polarowa, komplety termo, skarpety, rękawiczki, ogrzewacze do rąk
Buty w rozmiarze 41-45
Palniki gazowe, butle gazowe, piecyki do ogrzewania
Generator prądu z inwerterem
Żywność gotowa, Żywność w proszku, konserwy
Śpiwory, materace, koce
Latarki, baterie, powerbanki
Opatrunki
Jestem otwarty na każdą inną formę pomocy a także jestem w stanie zagospodarować i przekazać dalej inne rzeczy, niż te, które znajdą się w tym transporcie.